Obserwatorzy

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 12

-A, co z Rosą? –Spytałam.
- Nic jej się nie stanie, jeśli wybiega i przy okazji ochłonie trochę.
- Dobrze.
Po piętnastu minutach byłam z Albertem w siodlarni.
- Ciekawe, dlaczego na ciebie tak naskoczył.-Rozmyślał Albert.
- Nie wiem, ale na pewno naopowiadała mu coś Pola.- Oznajmiłam
- Pewnie masz racje.- Powiedział i przyciągnął mnie do siebie i pocałował a ja poczułam motylki w brzuchu. W tej chwili do siodlarni wszedł pan Łukasz. – Przepraszam gołąbeczki, ale gołąbeczce trzeba opatrzyć skrzydło.- Powiedział śmiejąc się.                                                                                                  – Nic się niestało.- Powiedzieliśmy jednocześnie, a pan Łukasz podszedł do apteczki i wyjął z niej: bandaż, wodę utlenioną i waciki. Powiedział potem do Alberta.
-Niech gołąb się nie martwi, ja zajmę się gołębicą, a niech sam idzie siodłać konia, bo niestety z gołębicą już dziś nie pojeździ.
-Trzymam za słowo.- Powiedział i wychodził, gdy rzucił mi tęskne spojrzenie.
- Usiądź proszę. – Powiedział pan Łukasz i wskazał na krzesełko.
- Chciałam pana zapytać o jedno. Czy mogę?- Zapytałam.
- Po pierwsze nie żaden pan tylko Łukasz, po drugie już spytałaś, po trzecie tak możesz pytać, a po czwarte nie ruszaj się.
-Czemu pan na mnie tak naskoczył przy bramie na...- Nie dokończyłam, bo właśnie Łukasz polał mi na dłoń wodę utlenioną.
- Wiem, przepraszam po prostu ta dziewczyna naopowiadała mi bzdur.-Oznajmił
- Co na opowiadała?
-Że ćwiczyła z klaczą a ty wparowałaś na czworobok i zaczęłaś wymachiwać batem i płoszyć klacz aż, kiedy ona się zerwał i... dalej sam widziałem. Naprawdę ze szczerego serca przepraszam po prostu nie lubię osób, które zachowują się jak jakieś lalki.
- Nic się nie stało, a tak w ogóle to trzeba przyprowadzić Rosę do boksu.
-Teraz ja mam do ciebie pytanie. Dlaczego ta klacz najpierw cię zaatakowała a potem traktowała jak przyjaciela?-Zapytał
- Mam, co do tego podstawy żeby sądzić, że na początku wzięła mnie za Pole, bo byłyśmy tak samo ubrane i po prostu broniła się żeby jej znowu nie uderzyć, a potem zobaczyła moją twarz i uspokoiła się.
-Aha.- Powiedział instruktor i zaczął wiązać mi pętelkę na końcu bandaża.
- Czy jutro będę mogła jeździć ?- zapytałam
- Tak tylko najlepiej jakbyś założyła rękawiczkę.
-Dobrze. Pomożesz mi przyprowadzić Rosę?
- Dobrze.
Po kilku minutach byłam przed bramą z uwiązem w reku i pewnym krokiem weszłam na ujeżdżalnie i głośno zagwizdałam i stąd ni zowąd usłyszałam stent kopyta a potem ujrzałam moją kochaną klaczkę. Stanęła przede mną w nadziei że coś jej przyniosłam. Nie myliła się miałam całą kieszeń wypchaną od kostek cukru przez miętówki aż do kawałka marchwi.
Dałam jej smakołyk i przypięłam uwiąz do kantaru. Szłam powoli i dawałam jej co chwila smakołyk, udało nam się w ten sposób dojść do boksu bez szwanku.Wychodziłam ze stajni kiedy instruktor zatrzymał mnie i spytał.
- Saro pomogłabyś mi nosić pudła z samochodu i przyczepy.
- Tak z chęcią- ale w głębi byłam tak zmęczona że nie wiem.
- To chodźmy.- powiedział i poszedł na podjazd gdzie stał czerwony pick-up z przyczepką załadowaną kartonami po brzegi.
Weźmiesz te z auta są lżejsze.-oznajmił
-Dobrze.
Wzięłam pierwsze pudło i poszłam za Łukaszem do odnowionego pokoju na strychu stajni.
Połóż je w tamtym rogu.-Rozkazał.
- Tak jest kapitanie.-Powiedziałam i zasalutowałam, a on odwrócił się i uśmiechnął.
Poszłam do samochodu po resztę pudeł. Było ich około dwunastu więc miałam sześć kursów z samochodu na strych i z powrotem. Zajęło mi to około dwudziestu minut.Łukasz powiedział że mogę już iść.Wracałam przez stajnie gdy, zobaczyłam jak pani Kasia i Ada sprzątają puste boksy.
-Pomóc panią ?- spytałam
-Nie trzeba to już ostatni.- odpowiedziała pani Kasia.
-Nowe konie przyjeżdżają ?- spytałam zainteresowana porządkami.
-Niestety nie możemy nic więcej powiedzieć rozkaz siły wyższej.-powiedziała tym razem pani Ada i obie uśmiechnęły się do mnie.
Wiedząc że nic więcej się nie dowiem poszłam do pokoju.Gdy wchodziłam zobaczyłam jak Pola pakuje swoje rzeczy.

- Mój tata ma zamiar kupić Rosę.- oznajmiła śmiejąc się na cały głos.
Przepraszam was bardzo, ale to bardzo że pojawiła się jedna nota zamiast dwóch. 


sobota, 22 marca 2014

Rozdział 11

Zobaczyłam kątem oka jak w naszym kierunku biegnie Albert od strony padoku i od strony stajni pan Łukasz. Obaj przeskoczyli ogrodzenie i rzucili się w naszym kierunku. Rosa była jakieś piętnaście metrów przed nami, gdy poczułam na ramionach dłonie Alberta, które ciągną mnie do tyłu. Odskoczyliśmy do tyłu w samą porę dwie sekundy później zostałaby z nas mokra plama. Biegłam z Albertem do ogrodzenia, gdy usłyszałam rżenie Rosy odwróciłam głowę i zobaczyłam jak zakręca i kieruje się na Pole, ale w samą porę nauczyciel pociągnął ją za sobą i przeskoczyła ogrodzenie. Poczułam nagle, że tracę równowagę i upadam na piasek. Próbowałam wstać, ale nie mogłam zrozumiałam w jednej chwili, że noga wpadła mi pod korzeń i że jeśli się stąd nie wydostanę zostanie zemnie plama. Albert po kilku sekundach zorientował się, że zanim nie biegnę, a ja zobaczyłam pędzącą na mnie Rosę w tej chwili zobaczyłam, że Pola jest ubrana tak samo jak ja i domyśliłam się, że myśli, że ja to Pola i próbuje mnie atakować. Zdążyła to pomyśleć, gdy nagle przede mną stanęła dęba Rosa, jej nogi uderzyły o ziemie parę centymetrów od moich, zrozumiałam, że już pomnie i czekałam na przeszywający ból zdążyłam jednak spojrzeć Rosie w oczy i ku mojemu zdziwieniu przestała mnie atakować a zarżała cichutko jakby chciała powiedzieć „przepraszam myślałam, że to ona”. Poczułam jak delikatnie dotyka mnie swoimi chrapami i szturcha żebym wstała. Powoli wstałam i pogłaskałam ją między oczami, zaczęłam się powoli wycofywać do bramy, a ona pogalopowała w innym kierunku. Gdy wyszłam poczułam mocny uścisk Alberta.
-Myślałem się, że już po tobie.- Usłyszałam od chłopaka wydawało mi się, że zaraz się rozpłacze.
- Na szczęście nic ci nie jest.- Zdążył powiedzieć, gdy ja poczułam przenikliwy ból w prawej dłoni, że aż się skrzywiłam.
-Co się stało? -Spytał chłopak i aż podskoczył, gdy mu pokazałam rękę całą czerwoną od krwi.
-Rosa ci to zrobiła?
- Nie
- A kto?
- Pola chciała uderzyć batem Rosę za to, że przyśpieszyła, choć sama ja zachęcała do szybszego biegu. Nie mogłam na to patrzeć i chwyciłam bat, kiedy był już w ruchu i walnął mnie w dłoni, ale go złapałam.- Opowiedziałam wszystko chłopakowi.
-Moja ty bohaterko.- Rzekł i przytulił się do mnie. Po chwili usłyszeliśmy ja ktoś idzie w naszą stronę, więc spojrzeliśmy w tamtym kierunku i zobaczyliśmy jak Pan Łukasz z miną nie do opisania i Pola z uśmiechem na twarzy idą w naszą stronę. Stanęłam obok Alberta a on objął mnie.
- Co ty sobie myślałaś? –Powiedział pan Łukasz, gdy doszedł do nas.
-Ja?
-Nie Święty Mikołaj.-Powiedział z sarkazmem w głosie.
- Ten koń mógł was zabić! –Kontynuował.
- Panu chyba coś się w głowie poprzewracało! – Wrzasnęłam żeby go przekrzyczeć.
-Czemu?- Powiedział ze zdziwieniem.
-Ona katowała tą klacz. Biła ja batem za każde przyśpieszenie biegu, a sama ją zachęcała żeby przyśpieszał.-Instruktor zbladł i odwrócił się do Poli
-Czy to prawda?-Zapytał stanowczym tonem.
-Nic mi nie udowodnicie.- Powiedziała śmiejąc się Pola.
-Marsz ze mną do dyrektorki.- Powiedział wskazując budynek główny gdzie jest Gabinet Nory.
- A wam nic nie jest?- Spytał kontynuując. Już miałam powiedzieć nie, gdy ból znowu dał się we w znaki.
- Mam ranę na dłoni od bata, ale to chyba nic poważnego.- Odpowiedziałam.
- Pokaż. – Powiedział łagodnie pan Łukasz. Zawahałam się, ale po chwili dodał.
-Nie odgryzę ci jej- zaśmiał się a ja wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
Obejrzał ją dokładnie i powiedział.

- Idźcie do siodlarni i na mnie poczekajcie.-Oznajmił a sam poszedł z Polą do Nory.
Dzisiaj krótko, ale postaram się to nadrobić. Moja koleżanka przysłała mi link do filmików Jessa D. z Nalant. On jest wspaniały obejrzyjcie koniecznie chyba że już znacie. https://www.youtube.com/watch?v=dHI0FbBp2hg&list=UUU1gdb48_BAuHKvuzx2h0-w Papaty 

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 10

Po przyjściu na miejsce okazało się, że dołącza do nas nowy instruktor jazdy.
- W tym tygodniu grupa zaawansowana będzie miała ćwiczenia na parkurze i ujeżdżalni, a przez to, że pani Paulina nie wróci z pokazu przedstawiam wam pana Łukasza- Przedstawiła nam go Nora.
Gdy tylko wyszedł z cienia zobaczyłam ciemnego bruneta z niebieskimi oczami, dość wysokiego.
- Pan Łukasz będzie uczył jazdy... – W tym momencie zawiesiła głos i przejechała oczami po obozowiczach.
-...Zamiast pani Pauliny– Skończył pan Łukasz
-No dobrze a teraz się zbierać, a i jeszcze Sara i Albert do mnie poproszę na chwilę.
- Będziemy na stołówce jakby, co- poinformowała mnie Lena
- OK.
Byłam cała w skowronkach i nic i nikt nie zdoła mi popsuć humoru.
- Chcecie uczestniczyć w ostatniej lekcji na dziś? Zapytała nas Nora.
- Z miłą chęcią.- Powiedział Albert
- Jasne.
- No to raz dwa na koń.- Oznajmiła z uśmiechem Nora.
Poszłam z Albertem do pokoju. Gdy wychodziłam do pokoju zobaczyłam jak biegła do mnie Lena i krzyczała.
- Chodź szybko... ktoś jeździ na... Rosie na rolkrurze.- Powiedziała cała zdyszana.
- Co?!?!?!? I kto na niej jeździ?!!!???!!!
- Pola!!! Wysyczał przez zęby.
- O nie! Teraz będzie miała ze mną do czynienia.- Krzyknęłam i pobiegłam w stronę stajni, a Lena udała się do Dagmary.
Pobiegłam na ujeżdżalnie. Stanęłam jak wryta przed bramą ujeżdżalni. Pola lonżowała Rosę bijąc ją batem za każde wyrwanie do przodu a sama ją zachęcałaby biegła szybciej, a na ogrodzeniu wisiało siodło i ogłowie.Rosa miała całą szyję w pianie tak samo jak pysk.
Otworzyłam bramę i wleciałam jak pocisk na parkur.
-Zostaw nią!
-Wszyscy mówią, że jest jakimś diabłem, że nie pozwala się dosiąść i lonżować a teraz chodziła pode mną jak aniołek i patrz jak świetnie radzi sobie na lonży. – Powiedziała Pola śmiejąc mi się w twarz.
-Zostaw ni...-Nie dokończyłam, bo widziałam jak Pola unoś rękę z batem i ma zamiar nim uderzyć Rosę. Nie myśląc, co robię rzuciłam się w jej kierunku i w ostatniej chwili złapałam bat, który z świstem przedzierał powietrze. Ścisnęłam go tak mocno, że nie czułam jak krew zaczyna wydobywać się z rany, którą zrobił bat.
- Puść ją!!!- Krzyknęłam
- Jak będę chciała to ją puszczę a teraz puść bat.
- Ani mi się śni.
Rosa widząc, że Pola jej nie uderzy postanowiła zaatakować. Zaczęła galopować w naszym kierunku. To działo się jak w zwolnionym tempie. Rosa biegła szalonym galopem na nas a my stałyśmy jak wryte nie mogąc się ruszyć nasze nogi stały się jak z betonu.

Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze. Cieszę się że aktywność wzrosła. Prawdopodobnie w weekend dodam dwa rozdziały. Mam do was pytanie czy ktoś z was był na obozie w stajni "Cavaletto" w Gawłowie za Nasielskiem ? Co o niej sądzicie i czy ktoś się tam wybiera i może przypadkiem na turnus III? http://www.cavaletto.info/news.php Papaty 

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 9

Albert zawrócił do siodlarni a ja poszłam do boksu Rosy.
- Co tam maleńka?-Zapytałam
Zarżała jakby mówiła ” wszystko dobrze”. Wtuliłam się w jej sierść i rozmyślałam o całym świecie. Po jakiś dwudziestu minutach wyszłam z boksu i zmierzałam do budynku, kiedy za rękę złapał mnie Albert.
- Pojedziemy konno czy wolisz iść pieszo?
- Konno.
- To leć po toczek, a ja wyprowadzę konię.
- Już lecę zawijam kiecę.
Po czterech minutach byłam z powrotem.
Rosa była wyprowadzona i czekała aż ją wyczyszczę. Albert zaczął czyścić Grajka. Po jakiś trzydziestu minutach wyjeżdżaliśmy ze stajni.
- No to w drogę.
- A właściwie, dokąd jedziemy?
- Na łąkę.
- Którą?
- Zobaczysz.
Po dwudziestu minutach wjeżdżaliśmy pod stromą górkę. Widok, który ujrzałam był wart swojej ceny. Byliśmy na najwyższym punkcie w okolicy było stamtąd widać całą okolicę.
- Jesteśmy na miejscu.
- Wspaniały widok.
- Widzisz twoje czekanie zostało wynagrodzone.
Albert zsiadł z konia, po czym wyjął z plecaka koc i rozłożył go na trawie, i wyciągnął z plecaka butelkę wody i kanapki.
- Tylko tyle udało mi się wybłagać u kucharek-zaśmiał pokazując na rzeczy wyjęte z plecaka. Wrócił do siodła, do którego była przyczepiona torba, z której wyjął piłkę do siatkówki.
-Zagramy?
- Jasne.
Po półgodzinie padliśmy na koc. Chwilę leżeliśmy w milczeniu, po czym spojrzałam na niego. Albert patrzył mi prosto w oczy a ja czułam, że oblewają mnie rumieńce. Przysunął się do mnie przejechał mi ręką po twarzy i zbliżył swoje usta do moich i zaczął mnie całować.
- Saro zostałabyś moją dziewczyną?
- Tak. – Odpowiedziałam z całą pewnością.
Po czym znowu mnie pocałował. Później położyliśmy się na kocu. Przytuleni do siebie myśleliśmy o różnych sprawach. Po półgodzinie Albert wstał i zapytał czy wracamy a ja kiwnęłam głową zgadzając się z nim. Albert pozbierał rzeczy a ja poszłam po konie. Gdy wróciłam wszystko było spakowane.
- Ruszajmy.
- Dobrze.
Ruszyliśmy wolnym stępem, a potem kłusem aż wreszcie zagalopowaliśmy. To wspaniałe uczucie galopować na ukochanej klaczy u boku swojego chłopaka, ale nic nie trwa wiecznie po piętnastu minutach byliśmy z powrotem w stajni. Akurat trafiliśmy na porządki w stajni. Więc szybko zsiedliśmy z koni i do roboty. Po wyczyszczeniu Rosy, jej boksu i sprzętu trzeba było zamieści siodlarnie i korytarz.
Po wykonanej pracy Nora poprosiła nas o zebranie się w holu.
- Ciekawe, co chce ogłosić? – Powiedziała Dalia
- Może organizują jakiś konkurs?- Oznajmiła Lena
- Pośpieszmy się to się dowiemy. – Oznajmiłam
Bardzo, ale to bardzo was przepraszam że notka pojawiła się dopiero teraz. Maiłam za dużo na głowie w zeszłą niedziele odbieranie telefonów z za wczesnymi życzeniami, poniedziałek moje urodziny przyjmowanie gości, wtorek opóźnione życzenia.Środa sprawdzian z lektury, a w czwartek z historii. W piątek pakowanie się i wyjazd do taty. Sobota potrójna impreza (moje urodziny,brata ciotecznego i dziewczyny mojego taty) i dopiero teraz znalazłam czas żeby coś napisać. Postaram notkę dodać jeszcze jutro ale nie wiem nie wiem xD, a tu macie jeszcze bardzo fajną ukraińską piosenkę http://www.youtube.com/watch?v=JkIhqPFwyBQ. PaPa 

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 8

. Zasnęłam po jakiejś półtorej godzinie. Obudziłam się dopiero rano.
- Która godzina?
- Nie wiem. Padły nam komórki.
- O nie, jak my się skontaktujemy z Dagmarą?
- Nie wiem, ale chyba wiem, co zrobić by dotrzeć do stadniny.
- No mów.
- Masz igłę?
- Tak zawszę mam ją wpiętą w mankiet bluzki na wszelki wypadek.
- Daj mi ją, toczek, wodę i jakiś liść.
- Ok.
Za dwie minuty miał już wszystko na miejscu. Zaczął pocierać o igłą o magnes a potem wlał wodę do toczka i położył igłę na liść a potem na wodę.
- Jeśli dobrze pamiętam wyjechaliśmy ze stadniny w stronę zachodu więc musimy ustalić gdzie jest zachód i podążać w przeciwnym kierunku.
- Jesteś pewien?
- Nie do końca, ale trzeba spróbować dobrze?
- okay.
Igła zaczęła się ruszać aż w końcu wskazała północ.
- Jeśli tam jest zachód to musimy jechać w przeciwną stronę.
- Dobra teraz napójmy konie osiodłajmy je i w drogę. Jesteś głodny?
- Tak.
- Trzymaj.- Podałam mu ćwiartkę czekolady i pół kromki chleba.
- Dzięki. 
Po zjedzeniu maluśkiego śniadania zaczęliśmy przygotowywać się do drogi.
Ja zaczęłam czyścić konie zgrzebłem, które zabrałam na wszelki wypadek, a potem je osiodłałam. Albert w tym czasie pozbierał koce, śmieci i zasypał ognisko. Mój toczek nie wyschnął do końca, ale przeżyłam jechanie w mokrym toczkiem. Po pół godzinie ruszyliśmy w drogę.
- Mam nadzieje, że dobrze wszystko obliczyłeś.
- Ja też mam taką nadzieję.
Po dwóch godzinach jazdy dotarliśmy do rzeki.
- Zatrzymajmy się konie muszą odpocząć


- Okay
Podczas odpoczynku rozmawialiśmy o wielu rzeczach takich jak na przykład gdzie mieszkamy i inne takie ceregiele. Okazało się, że Albert mieszka godzinę jazdy stąd. Po odpoczynku ruszyliśmy w dół rzeki gdzie rozdzielała się rzeka. Pół godziny później byliśmy na rozwidleniu rzeki. Postanowiliśmy pogalopować do stadniny. Gdy byliśmy na wysokości padoków na spotkanie wyszła nam Nora.
- Już jesteście. Wiecie jak my się martwiliśmy? No raz dwa z chodzić z koni.
- Z miłą chęcią. – Zaśmiał się Albert.
- Musimy zadzwonić do Dagmary i powiedzieć jej, że dojechaliście cali i zdrowi. - Oznajmiła
Po zatelefonowaniu do Dagmary. Nora uśmiechnęła się do nas i powiedziała
- Dajcie mi konie i raz dwa do pokoi się wykąpać, a potem przyjdźcie na stołówkę.
Po pół godzinie byliśmy na stołówce wykąpani i pachnący
- Teraz wasza grupa jest na wycieczce, więc wrócą gdzieś za jakieś pół godziny wy w tym czasie zjedzcie coś.
Już wychodziła, gdy nagle odwróciła się i powiedziała, że dziś mamy odwołane zajęcia żebyśmy odpoczęli po dwóch ciężkich dniach. Po jedzeniu poszłam z Albertem do stajni sprawdzić czy wszystko w porządku. Grajek i Piorun zadowoleni wcinali siano tylko Rosa była nieswoja i chodziła zaniepokojona po boksie, gdy weszłam zarżała na przywitanie, ale i tak była zaniepokojona, więc zastosowałam technikę T-Touch. Zaczęła się rozluźniać po piętnastu minutach spokojnie wcinała siano. Albert zaproponował żebyśmy przeszli się do parku, który był obok stadniny. Zgodziłam się bez wahania. Gdy byliśmy w parku usiedliśmy na ławce w cieniu wielkiego dębu.
- Saro...- Zaczął, ale skończył, bo zobaczył biegnące do nas Lenę i Dalie.
Obie rzuciły mi się na szyję, że o mało mnie nie przewróciły.
- Nic wam nie jest.
-Tak się martwiłyśmy, gdy Dagmara powiedziała, że nocujecie w lesie.
- Wszystko jest okay.
-Tak wszystko w porządku.
- Dagmara prosiła żebyście poszli do niej.
- Jest w stajni.
- No to chodźmy
-Musimy jeszcze iść na obiad.
- My już zjedliśmy obiad.
- Ok do zobaczenia
Poszliśmy do stajni. Dagmarę znaleźliśmy w siodlarni odkładała właśnie siodło Magika.
- Witajcie. Siadajcie. – Powiedziała pokazując dwa krzesełka przed stołem, a sama usiadła na taborecie za nim.
-W, jakich okolicznościach znaleźliście Rosę?
- Była uwięziona w zagrodzie zrobionej z gałęzi obwiązanych drutem kolczastym i miała związane nogi grubym sznurem.
- Ktoś ją uwięził.-Oznajmiła
- Ale kto?- Zapytaliśmy
- Tego właśnie musimy się dowiedzieć?
- Jak? - Zapytałam
- Obserwujcie obozowiczów, bo farmerzy z okolicznych farm mówią, że widzieli postać w wieku 10-17 lat, która jechała rano na koniu a za nią biegła Rosa. Czy macie jakieś przypuszczenia?
- Nie. – Oznajmił Albert.
- Ja też nie.- Powiedziałam
- No dobrze, ale bądźcie czujni, bo coś tu nie gra.
 Wyszliśmy z siodlarni zmyśleni.
- Chciałeś mi coś powiedzieć w parku?
- Tak to znaczy nie.
- No to tak czy nie?
- Wybierzemy się na piknik? I tak mamy cały dzień wolny.
- Dobrze.
- To ja pójdę do Dagmary a ty... masz półgodziny wolne.
- Oki.



Bardzo się cieszę ze 155 wejść, ale jeszcze bardziej się ciesze bo Koniowata dodała nowy rozdział, który jest super !!!

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 7

- Teraz sam nie wiem powinniśmy byś już na rozwidleniu lub słyszeć rzekę.
-Zatrzymajmy się ty zadzwonisz do Dagmary a ja dam koniom wody.
Tak żeśmy uczynili a że była już godzina ósma wieczór zaczęło się ściemniać, co mnie zaniepokoiło.
- Musimy tu zostać. – Powiedział trochę blady Albert.
-Co?!?!
- Nie możemy zapuszczać się dalej z Rosą przenocujemy tu a najwyżej jutro ruszymy dalej. Ile i co mamy w zapasach?
- Ja mam butelkę wody, pół czekolady, dwie kanapki, dwa koce, trochę smakołyków dla koni i latarkę.-Oznajmiłam
 - A ja mam dwie butelki wody, jedną kanapkę, apteczkę, linkę, kantar, koc, derkę, latarkę i garstkę smakołyków.
- Ja zajmę się końmi a ty noclegiem.
- Dobrze.
Zrobiliśmy listę, kto co robi na mojej komórce.


1 Zbudować prowizoryczną zagrodę
2 Rozsiodłać konie
3 Napoić konie
4 Pójść po chrust
5 Zrobić ognisko
6 Ułożyć posłania
7 Nakarmić konie
8 Zjeść coś

Poszłam poszukać gałęzi na zagrodę. Znalazłam trzynaście porządnych gałęzi, z których dziesięć wykorzystaliśmy do zagrody a z reszty zrobiliśmy stojak na opał do ogniska, wokół  którego później zrobimy okrąg z kamieni. Następnie poszłam do plecaka Alberta i wyjęłam uwiąz i kantar, po czym rozsiodłałam Grajka i założyłam mu kantar, po czym wpuściłam go do zagrody i tak samo postąpiłam z Piorunem, ale niestety nie miałam żadnego kantaru, więc musiałam mu zdjąć ogłowie co mogło nie być najlepszym pomysłem. Z mojego toczka zrobiliśmy wiadro, z którego konie piły wlaną wodę. Po załatwieniu tych spraw zabraliśmy się za nocleg dla nas. Albert w tym czasie poszedł po chrust na ognisko później ułożyliśmy okrąg, w którym po układaliśmy go. Koce ułożyliśmy przy ognisku. Po rozeznaniu się okazało się, że musimy się z końmi podzielić kolacją. Każdy z koni dostał po kromce chleba i garstce smakołyków. A nam został chleb z żółtym serem i półtorej butelki wody.
- Zjedź ostatnią kromkę.-Powiedział Albert podając mi chleb.
- Wiesz zostawmy go na jutro – zadeklarowałam
- Ok.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy do momentu, kiedy zrobiło mi się zimno i bez żadnego słowa przysunęłam się do Alberta i oparłam głowę o jego ramię, a on nie protestował. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam. W nocy śnił mi się straszny koszmar, była w nim mama, która szła ze mną do stadniny pojeździć na Rosie próbowałam do niej mówić, ale ona nic nie rozumiała. To okropne widząc płomienie, które trawią stadninę, w której jesteś z mamą ty się wydostaniesz a ona nie. Obudziłam się w środku nocy, cała drżąca Albert siedział przymnie i mówił coś do mnie po kilku chwilach zrozumiałam, co mówił.
- Saro wszystko dobrze? Krzyczałaś przez sen.
- Tak to był koszmar widziałam dzień pożaru w stadninie, w której moja mama pracowała i zginęła –powiedziałam cała drżąc
Okrył mnie kocem i przytulił zaczęłam się powoli uspokajać, ale w ciąż w głowie miałam obraz mamy biegnącej do stajni ratować konie przed ogniem. 
 Jest mi trochę przykro z powodu braku komentarzy (nie licząc Spirit, która raz skomentowała ), ale nie wierzyłam że ktoś będzie te moje bazgroły, ale dziękuje za 140 wejść. Pa pa