- Teraz sam nie wiem powinniśmy byś
już na rozwidleniu lub słyszeć rzekę.
-Zatrzymajmy się ty zadzwonisz do
Dagmary a ja dam koniom wody.
Tak żeśmy uczynili a że była już
godzina ósma wieczór zaczęło się ściemniać, co mnie zaniepokoiło.
- Musimy tu zostać. – Powiedział
trochę blady Albert.
-Co?!?!
- Nie możemy zapuszczać się dalej z
Rosą przenocujemy tu a najwyżej jutro ruszymy dalej. Ile i co mamy w zapasach?
- Ja mam butelkę wody, pół czekolady,
dwie kanapki, dwa koce, trochę smakołyków dla koni i latarkę.-Oznajmiłam
- A ja mam dwie butelki wody, jedną kanapkę,
apteczkę, linkę, kantar, koc, derkę, latarkę i garstkę smakołyków.
- Ja zajmę się końmi a ty noclegiem.
- Dobrze.
Zrobiliśmy listę, kto co robi na
mojej komórce.
1 Zbudować prowizoryczną zagrodę
2 Rozsiodłać konie
3 Napoić konie
4 Pójść po chrust
5 Zrobić ognisko
6 Ułożyć posłania
7 Nakarmić konie
8 Zjeść coś
|
Poszłam poszukać gałęzi na zagrodę.
Znalazłam trzynaście porządnych gałęzi, z których dziesięć wykorzystaliśmy do
zagrody a z reszty zrobiliśmy stojak na opał do ogniska, wokół którego później zrobimy okrąg z kamieni. Następnie poszłam do
plecaka Alberta i wyjęłam uwiąz i kantar, po czym rozsiodłałam Grajka i
założyłam mu kantar, po czym wpuściłam go do zagrody i tak samo postąpiłam z Piorunem,
ale niestety nie miałam żadnego kantaru, więc musiałam mu zdjąć ogłowie co mogło nie być najlepszym pomysłem. Z mojego
toczka zrobiliśmy wiadro, z którego konie piły wlaną wodę. Po załatwieniu tych
spraw zabraliśmy się za nocleg dla nas. Albert w tym czasie poszedł po chrust
na ognisko później ułożyliśmy okrąg, w którym po układaliśmy go. Koce
ułożyliśmy przy ognisku. Po rozeznaniu się okazało się, że musimy się z końmi
podzielić kolacją. Każdy z koni dostał po kromce chleba i garstce smakołyków. A
nam został chleb z żółtym serem i półtorej butelki wody.
- Zjedź ostatnią kromkę.-Powiedział
Albert podając mi chleb.
- Wiesz zostawmy go na jutro –
zadeklarowałam
- Ok.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy do
momentu, kiedy zrobiło mi się zimno i bez żadnego słowa przysunęłam się do
Alberta i oparłam głowę o jego ramię, a on nie protestował. Nawet nie wiem,
kiedy usnęłam. W nocy śnił mi się straszny koszmar, była w nim mama, która szła
ze mną do stadniny pojeździć na Rosie próbowałam do niej mówić, ale ona nic nie
rozumiała. To okropne widząc płomienie, które trawią stadninę, w której jesteś
z mamą ty się wydostaniesz a ona nie. Obudziłam się w środku nocy, cała drżąca
Albert siedział przymnie i mówił coś do mnie po kilku chwilach zrozumiałam, co
mówił.
- Saro wszystko dobrze? Krzyczałaś
przez sen.
- Tak to był koszmar widziałam dzień
pożaru w stadninie, w której moja mama pracowała i zginęła –powiedziałam cała
drżąc
Okrył
mnie kocem i przytulił zaczęłam się powoli uspokajać, ale w ciąż w głowie
miałam obraz mamy biegnącej do stajni ratować konie przed ogniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz