Obserwatorzy

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 6

Boks Rosy był otwarty na oścież a jej tam niebyło. Czym prędzej pobiegłam po pani Dagmary. Byłam już na schodach, kiedy zobaczyłam, że rozmawia z jakąś obozowiczką. Gdy opowiedziałam jej o wszystkim była strasznie blada.
- Zawołaj Alberta, Lenę, Dalie i Filipa i raz dwa pod moim pokojem.
-Już idę. 
Dagmara pobiegła do pokoju dyrektorki obozu, a ja popędziłam po resztę.
Gdy byliśmy już pod pokojem instruktorów otworzyła nam Dagmara i kazał usiąść przy stole. Leżała tam mapa podzielona na trzy obszary.
- Pani Eleonora pozwoliła mi i pani Kasi oraz pani Adzie razem z wami przeszukać wyznaczone obszary w poszukiwaniu Rosy. No dobrze rozplanowaliśmy to tak, że zostaniecie podzieleni w pary i dołączy do was jeden instruktor i pojedziecie na wyznaczony obszar...- Nie dokończyła, bo Dalia jej przerwała
- Ale nas jest tylko pięcioro.-Oznajmiła jej Dalia.
- Wiem, wiem dojdzie do was Alan z grupy 2. A więc kontynuując pani Kasia z Dalią i Filipem pojadą na stare pola w okolicy farmy pana Rita. Pani Ada z Leną i Alanem pojadą do wzniesień za starą kopalnią, a ja z Sarą i Albertem pojedziemy wzdłuż rzeki.Za dziesięć minut proszę byś w stajni, w strojach jeździeckich i proszę wziąć wodę, czekoladę, latarki, koce i komórki, a ja zorganizuję kanapki i mapy.-Oznajmiła Dagmara.
Czym prędzej popędziłam do pokoju wzięłam rzeczy i po czterech minutach byłam w stajni tam już czekała pani Ada i Kasia. Pani Kasia powiedziała żebym wzięła Pioruna, bo Carmen ma prawdo podobnie naciągnięte ścięgno. Raz, dwa wyczyściłam go i osiodłałam. W tej chwili reszta weszła do stajni z panią Dagmarą.
- Proszę pani czy trzeba coś jeszcze wziąć?-Zapytałam
- tak każda grupa bierze ze sobą kantar, linkę, derkę, smakołyki, apteczkę i środki uspokajające. –Powiedziała
- Pojdę do siodlarni po te rzeczy.-Powiedział..
 Chłopak, który wyszedł właśnie z boksu Libry wynosząc cały zestaw do czyszczenia.
-dobrze. To jest Alan – przedstawiła nam go trenerka
-cześć!-Powiedział
Hej!-Odpowiedzieliśmy jednym chórem.
Po dwudziestu minutach mogliśmy wsiadać na konie. Każda z grup pojechała w inną stronę. Jechałam bardzo spięta i myślałam ciągle o Rosie.
Gdzie jest? Czy ją znajdziemy? Czy jest ranna? Kto ją wypuścił? Gdzie w nocy była Pola?
Nagle Piorun potknął się a ja wyrwałam się jak ze snu. Gdy dotarliśmy do rzeki zaproponowałam żebym ja z Albertem przejechała na drugą stronę i skierowali się w prawą odnogę rzeki a instruktorka w lewą. Zgodziła się pod warunkiem, że co pół godziny będziemy jej puszczać sygnał na komórkę. Po rozwidleniu się rzek wjechaliśmy w gęsty las.
-Wszystko w porządku? Wyglądasz na strasznie zamyśloną.
-Nie nic nie jest w porządku strasznie się martwię o Rosę.
-Nie martw się znajdziemy ją. Obiecuję.
Spojrzałam na niego ukradkiem, a on w tej samej chwili się na mnie popatrzył i uśmiechnął się już miałam coś powiedzieć, gdy nagle coś usłyszałam. Zatrzymałam Pioruna i nasłuchiwałam.
- Co jest? – Zapytał Albert zatrzymując Grajka
- Usłyszałam jakby rżenie konia, ale może mi się wydawało jestem pewnie przewrażliwiona...
Nie dokończyłam zdania, gdy znowu to usłyszałam i bez namysłu pogalopowałam w stronę tego dźwięku, gdy byłam już na miejscu zobaczyłam Rosę próbującą wydostać się z uścisku linki powiązanej na jej nogach i prowizorycznie zrobionej zagrody oplecionej drutem kolczastym. Zsiadłam z Pioruna i przywiązałam go do drzewa. Powoli zbliżałam się do Rosy złapałam ją za kantar i zaczepiając go o linkę przywiązałam ją do belki, a potem powoli i spokojnie próbowałam ją oswobodzić z linki na nogach. Powoli ją zdjęłam i odrzuciłam gdzieś na bok. Podeszłam do Pioruna żeby wyjąć apteczkę, bo Rosa miała rany po bokach przez drut kolczasty.
-Albert pomożesz mi?
- Jasne! W czym ci pomóc?
-Karm ją smakołykami a ja zdezynfekuje rany.
-Ok.
Wszystko poszło dobrze i szybko po zdezynfekowaniu ran Albert zadzwonił do pani Dagmary i poinformował gdzie jesteśmy i że ją znaleźliśmy.
Zajęłam się w tym czasie ogrodzeniem. Było strasznie oporne, ale po jakimś dwunastym razie udało mi się je rozwalić. Poszłam po derkę i wodę.
Okryłam Rosę derką i dałam jej wodę. Rosa była strasznie spięta, więc zaczęłam stosować technikę T-Touch, która ją trochę odprężyła.
-I, co możemy ruszać? Mamy się spotkać z Dagmarą na rozwidleniu rzek.
- Możemy ruszać tylko powoli dobrze?
-Ok.
Poszłam po Rosę odwiązałam ją i podałam linkę Albertowi żeby ją przytrzymał a ja w tym czasie wsiadłam, po czym wzięłam od niego linkę ruszyliśmy stępem w stronę, z której przyjechaliśmy(wtedy nam się tak wydawało). Po godzinie jazdy wydawało mi się, że coś jest nie tak.
-Albert jedziemy w dobrym kierunku?

Więc tak wiem że żadna instruktorka by ich sama nie puściła, ale to jest wymysł mojej wyobraźni i nic tego nie zmieni. Czekam cały czas na komentarze. Jeśli jest ktoś chce przeczytać więcej niż na razie jest na blogu, pisać w komentarzach. Buziaki <3

czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 5

Każda (no prawie każda) dziewczyna zaczęła od razu się przygotowywać się do DYSKOTEKI!
Ja byłam podekscytowana z innego powodu, więc nie miałam ochoty na jedzenie. Następnie z Leną zaczęłyśmy wybierać strój na dyskotekę Oto nasze propozycje, które były najbardziej sensowne. Pierwsza to dżinsowa sukienka z paskiem. Druga to fioletowa bluzka i czarne leginsy. No oczywiście też dodatki. Pierwszy zestaw to złota bransoletka i złote skręcone kolczyki, a drugi to kwadratowe bransoletki fioletowa i czarna oraz kolczyki w kształcie rombów. Po wybraniu kreacji ubrałam się w strój jeździecki i zeszłam do stajni, gdzie przygotowałam Rosę do jazdy. Tym razem pojechaliśmy do lasu i mieliśmy lekcje z orientacji w terenie. Na tej lekcji Rosa była bardzo nerwowa i musiałam jechać ostatnia żeby się uspokoiła. Na lekcji najlepszy był Filip. Nie dziwię się, że był dobry, przecież on jest harcerzem. Praca w stajni była nudna ( oprócz robienia fryzur na końskich grzywach). Na obiad też był nie najlepszy. Nie każdy przecież lubi zupę szczawiową. Dalej pracowaliśmy z końmi, które wróciły z padoku. Praca na lonży była prosta. Po wyczerpującym dniu wróciłyśmy do swoich pokoi. A przecież musiałyśmy przygotować się do dyskoteki. Pola strasznie była niemiła, ale to tylko dla mnie i jeszcze po pomalowaniu się zaczęła mi przypominać panią Stasiak, ale to niemożliwe...
 Ta godzina była straszna! Trzeba było zjeść kolację - sałatka caprese. Wyczułam w niej smak pomidora i ser mozzarella. Skończyłam jeść koło siódmej i poszłam przebrać się na dyskotekę. Założyłam bluzkę i legginsy. Wykonany przeze mnie makijaż był prawie nie widoczny. Zeszłam na dół zobaczyć czy dyskoteka się zaczęła. Coś powoli się rozkręcało, ale nie za szybko. Przez jakiś czas podpierałyśmy z dziewczynami ścianę. Dyskoteka rozkręciła się POWOLI. Najpierw były kawałki dość wolne, a potem był bardzo szybkie..... Albert zaprosił mnie do tańca. Było po prostu SUPER!!! Na koniec zabawy dedykowano piosenkę Shakery „Waka waka”
Po dyskotece musieliśmy iść do swoich pokoi i położyć się spać. W ciągu nocy tknęło mnie coś dziwnego, że aż zerwałam się z łóżka jak poparzona.
Popatrzyłam po łóżkach. Spostrzegłam, że niema Poli. Pomyślałam ze jest w łazience. Po czym poszłam spać. Następnego dnia wstałam najpóźniej z całej naszej czwórki. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Wtedy podano jajka na twardo. Po posiłku poszłam sprawdzić, co z Rosą. Po przyjściu do stajni doznałam szoku.

Ja wredna zakończę tak ten rozdział. Tak z innej beczki mam zamiar może do końca tego tygodnia dodać opisy i zdjęcia koni. Pa pa

Rozdział 4

Na obiad był kotlet schabowy, ziemniaki, mizeria i herbata. Po obiedzie ubrałam się w strój jeździecki i poszłam do stajni osiodłać Carmen. Pierwsza lekcja był prosta trzeba było zaprezentować swoje umiejętności. Osoby galopujące i skaczące (czyli w tym ja ) musiały zagalopować w pół siadzie i pełnym siadzie, przeskoczyć przez stacjonatę, wykonać podstawowe komendy -wolta i tym podobne. Ja jestem w grupie zaawansowanych tak jak Albert, Dalia, Lena, Filip, a reszta jest w grupie początkujących. Po uporządkowaniu boksu Carmen, poszłam osiodłać Rosę. Tym razem poszłam na parkur. Wszystko szło dobrze póki nie przyszedł Jacek, który spłoszył konia, po czym klacz stanął dęba. Ja spadłam, a Rosa przeskoczył przez ogrodzenie parkuru i pogalopował do stajni, a ten imbecyl Jacek tak się śmiał, iż podejrzewam, że zsikał się w majtki. Albert przeskoczył przez płot i podbiegł w moją stronę pomagając mi wstać.-Nic ci nie jest? Chodzimy do pielęgniarki.
-Nie. To tylko drobne stłuczenia.
-Ale ten koń jest mądry, że nie chce z tobą pracować.- Odezwał się ten patafian Jacek.
Rzuciłam mu ostre spojrzenie, po czym poszłam do stajni żeby sprawdzić czy wszystko w porządku z Rosą. Na całe szczęście nic jej niebyło. Po wyjściu ze stajni usłyszałam kłótnie Alberta i Jacka nie przejęłam się tym, bo dobrze wiedziałam, że oni się nie lubią. Po kolacji, ( na której była jakaś breja) poszłam się przebrać w bryczesy. Na lekcji instruktorka przydzieliła początkującym panią Sysiak, a nam powiedziała, iż ona będzie się nami zajmować. Pojechaliśmy na plażę podziwiać zachód słońca. Było strasznie gorąco, więc postanowiliśmy się wykąpać. Po powrocie spytałam instruktorkę czy mogę jeździć na klaczy mojej mamy. Pani Dagmara kazała zaprezentować jak radzę sobie na grzbiecie Rosy. Po osiodłaniu klaczy poszłam spytać instruktorkę czy mogę zaczynać. Po dziesięciu minutach już zaczynałam swój pokaz. Na samym początku klacz była niespokojna, ale potem się uspokoiła, trenerka nie była pewna, ale się zgodzili się żebym jeździła na Rosie. Po wprowadzeniu klaczy do boksu zorientowałam się, że zostałam sama i muszę oporządzić dwa konie ( Rosę i Carmen). Po ciężkim dniu padłam jak
kamień w wodę i już nie powiedziałam dziewczynom, że mogę jeździć na Rosie. Następnego dnia okazało się, że plan na ten dzień się zmienił.
Plan dnia
7:30 Pobudka
8:00 Śniadanie
9:00 Czas wolny
10:00Jazda konna
12:00 Oporządzenie koni
 14:30 Obiad
15:30 Jazda konna
16:30 Prace w stadninie
17:30 Czas wolny
18:30 Kolacja
19:30 Dyskoteka !!!!!!!!!!!
21:30 Cisza nocna
  
Trójkąt Bermudzki będzie nieaktywny do niedzieli, przez co będę starała się dodawać co dziennie jedną lub dwie notki. Bardzo wam dziękuje za 100 wejść na bloga i czekam na komentarze od was. Buziaki :)

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 3

  Jeszcze tego dnia chciałam bardzo popracować z Rosą. Byłam do tego przygotowana gdyż dostałam od taty nieużywany strój, który kupił mamie na dzień przed pożarem. Beżowe bryczesy, kremową bluzkę, beżowy kask i rękawiczki oraz czarne oficerki.Przebrałam się w niego i poszłam do pani Dagmary poinformować że chce popracować z Rosą. Zgodziła się, ale powiedziała że za około pietnaście minut przyjdzie. Po rozmowie ruszyłam w stronę stajni. Na wysokości wyjścia z budynku usłyszałam, że ktoś mnie goni. Okazało się, że pani Dagmara poprosił Alberta by pomógł mi z koniem. Przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się do siebie. Przy stajni powiedział, że pójdzie otworzyć wejście na plac treningowy, a ja miałam w tym czasie przyprowadzić konia. Zabrałam kantar i usiłowałam założyć go klaczy. Po kilku próbach udało się. Zaprowadziłam Rosę na plac. Klacz była mocno zestresowana i biegła bardzo nerwowo, ale udało mi się ją uspokoić żeby poruszał się spokojnym kłusem, a potem galopem. Właśnie miałam iść spytać się instruktorki czy mogę spróbować ją osiodłać kiedy przyszła i się zgodziła . Z osiodłaniem poszło szybko, gorzej było z jazdą. Klacz nie reagowała na polecenia trenerki ,która najpierw na nią wsiadła, Rosa nie strzelała baranków tylko stała jak słup i nic nie robiła. Instruktorka pozwoliła mi na nią wsiąść, ale i mi nic nie udało się zrobić, po półgodzinie postanowiłam, że na dzisiaj koniec. Odprowadziłam klacz do stajni, po czym z Albertem poszliśmy do swoich pokoi. Ja w czasie nieobecności dziewczyn mogłam do końca rozpakować się. Trafiłam na coś dziwnego w mojej walizce. W małej kieszonce, z której nie korzystałam dotąd znalazłam dziennik z napisem, wielkimi literami inicjały mojej mamy. Otworzyłam go i przeczytałam początek
Mój pierwszy ”inny” trenowany kon Rosa to troche dziwna klacz, bo trzeba do niej mowic po hiszpansku, bo z tamtat siwywodzi. Wprawo to naprzyklad a la derecha...
Już wiedziałam jak pracować z Rosą. Poszłam do Alberta i wszystko mu opowiedziałam.
- Chodzimy do tej małej biblioteczki i dowiedzmy się jak mam do niej zwracać się.
- Dobrze.

Po piętnastu minutowym szukaniu wiedziałam jak zwracać się do klaczy.


Tłumaczenie
A la derecha – w prawo
A la izquierda – w lewo
Mas rapido –szybciej
Mas lento – wolniej
Detener – stój



Trójkąt Bermudzki był dzisiaj nieaktywny, dzięki temu udało dodać mi się ten rozdział. Jeśli macie jakieś uwagi piszcie śmiało w komentarzach lub na gmail. Postaram się na wszystko odpisać i jeśli coś popoprawiać. :)

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 2


Po zapoznaniu się z nim zorientowałyśmy się, że za pół godziny mamy
Aerobik. Szybko pobiegłyśmy do pokoju po strój i ręczniki, gdy u siadłam na łóżku i szukałam swojego kostiumu, okazało się ze nie został spakowany. Dalia miała dwa i pożyczyła mi czarno - biały kostium w paski. Na aerobiku poznałam Alberta bruneta o pięknych ciemno zielonych oczach. Zajęcia leciały swoim, tempem na co i tak nie zwracałam uwagi, bo co chwila zerkałam w stronę bruneta i czas leciał mi bardzo wolno. Potem poszłyśmy do pokoju przebrać się. Po czym pędziłyśmy do stajni, bo tego dnia zamiast wycieczki mieliśmy zapoznać się z końmi, na których będziemy jeździć. Nasza grupa przyszła ostatnia, bo jako jedyni mieliśmy teraz zajęcia. Po wejściu do stajni zobaczyłyśmy dziewczynę o kilka lat starszą od nas.
-Witam was! Jestem Dagmara. W naszej stadninie jest sześćdziesiąt cztery boksy, z czego trzydzieści dwa są zajęte. Mamy tu trzy Araby, pięć Anglików, siedem Angloarabów, dwa konie rasy knabstrup, dwa Wielkopolski, jeden Małopolski, trzy kłusaki francuskie, dwa Fryzy, jeden konik Polski, trzy konie Szlachetnej Półkrwi, dwa Fiordy i jedną klacz rasy Hanowerskiej. Każdy z was teraz wybierze sobie konia, przy którego boksie niema niebieskiej wstążki.
Zostało ich niewiele.
Lena wybrała klacz rasy knabstrup o imieniu Moli.
Dalia dokonała wyboru, który padł na ogiera czystej krwi arabskiej o imieniu Tornado.
Wybór Poli to - klacz pełnej krwi angielskiej - Korina
Albert zaś wybrał kasztanowego ogiera Angloaraba, który nazywał się Grajek.
Każdy miał już swoje wybranka oprócz mnie. Gdy rozejrzałam się po stajni został jeden boks, przy którym nikogo nie było. To boks numer 13.
Górna i dolna część boksu była zamknięta. Gdy otworzyłam górną część nauczycielka złapała mnie za rękę i odciągnęła.
-Saro to jest Rosa, ale ta klacz za dużo przeszła, żeby na niej jeździć.
-Proszę chciałabym ją tylko zobaczyć.
-Na lekcji jest to niemożliwe.
- To, kiedy?- Zapytałam
-Po lekcji.
Godzina lekcyjna długo mijała, a ja myślałam tylko o tej klaczy.
Po skończonym instruktażu trenerka podeszła do mnie i powiedziała, że teraz mogę ją zobaczyć, bo ma jakieś przeczucie. W stajni została pani Dagmara, ja i Albert( też chciał zobaczyć tą klacz).  Opiekunka zamknęła wejścia do stajni wzięła uwiąz i kazała Albertowi otworzyć boks.  Cisza ………. podeszłam bliżej i tu nagle wybiega klacz parskała, rzucała się i kopała, że nikt wcześniej nie mógł jej uspokoić. Nauczycielka przypięła do kantara uwiąz, razem z Albertem nie mogli nad nią zapanować, a ja byłam tak zafascynowana, że nic nie zwracało mojej uwagi tylko ta klacz.

 Gdy już pani Dagmara nie mogła jej utrzymać karabińczyk się otworzył i klacz zaczęła biec w stronę wyjścia - gdzie stałam ja. Złapałam za koniec zerwanego lassa. Chwyciłam i mówiłam tak długo do klaczy, aż się uspokoiła. Teraz patrzyła mi prosto w oczy nie mogłam stracić jej zaufania, gdy wprowadziłam ją do boksu trenerka była zachwycona tym, czego dokonałam.
Powiedziała, że pozwoli mi poćwiczyć na Rosie. I opowiedziała, jakie trudne życie miała ta klacz. Mając cztery lata przywieziono ją z Hiszpanii gdzie była dotychczas szkolona. Po przylocie do Polski zajęła się nią bardzo znana trenerka. Po pół rok treningu zrobiła wielkie postępy, ale tylko trenerka ją rozumiała. Po pożarze, w stadninie w której mieszkała stała się w ogóle innym koniem  
-W, jakiej stadninie mieszkała?
-Nie pamiętam nazwy, ale to była stadnina w okolicy Legionowa.
-Czy to nie była stadnina „Dolina Koni”?
-Tak. Skąd to wiesz?
-Bo to jest Melodia, to mama była jej trenerką do czasu pożaru, w którym zmarła ratując konie.
- Twoja mama to Daria Kus?
-Tak, a ja osobiście opiekowałam się Melo... to znaczy Rosą, kiedy byłam młodsza.-Powiedziałam ze smutkiem w oczach.
- Bardzo mi przykro.                                    
- Najgorsze jest to, że byłam w tedy w stadninie, kiedy wybuchł pożar i to ja ocaliłam Rosę.
-Czuje, że Rosa cię poznaje i dlatego pozwala ci się do niej zbliżyć. I wierzę, że odnajdziesz w Rosie te klacz sprzed lat.
Zrozumiałam wtedy ze jesteśmy dla siebie stworzone. Wtedy odezwała się Dagmara.
- Pozwolę ci z nią pracować. Podczas waszych przerw między zajęciami. Na lekcjach będziesz jeździć na Carmen*, a jeżeli Rosa nauczy się z tobą pracować to się zastanowię, co dalej…
Patrzyłam na nią, nic nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam głową, po czym wyszłam ze stajni. Zapomniałam już nawet o Albercie. Wróciłam do pokoju, i zwierzyłam się dziewczynom z tego, co mi się przydarzyło w stajni. 



[1] Carmen ( czyt. Karmen)

 Niestety trójkąt Bermudzki się uaktywnił i przez to nie dodałam żadnego postu. Bardzo bym chciała aby pojawiła się chociaż jeden komentarz.    

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 1

Cześć kochani to pierwsza część moich bazgrołów.

Pięć godzin w samochodzie i nareszcie można było rozprostować nogi. Okolica była piękna, łąkę przecinała rzeka. Gdy wyszłam z samochodu podeszła do mnie dziewczyna wieku około trzydziestu pięciu lat, o długich blond włosach i brązowych oczach. Przedstawiła się jako Eleonora Cichuniak. Po rozmowie z moim tatą Eleonora poprosiła, żeby mówić do niej Nora, bo wydaje jej się, że to imię strasznie ją postarza, a następnie zaczęła pytać, w jakim stopniu umiem jeździć. Po pożegnaniu się z tatą Nora oprowadziła mnie po terenie akademii w której w czasie wakacji są organizowane obozy.Na terenie akademii jest farma, stajnia, padoki, trasa crossowa, trzy ujeżdżalnie i inne budynki gospodarcze.,Nora pokazała mi pokój, w którym będę mieszkać przez 2 tygodnie. W pokoju były cztery łóżka dwa pojedyncze i dwa piętrowe, ściany miały kolor zachodzącego słońca, a podłoga była wyłożona czerwoną wykładziną. Z okna był cudowny widok na padok, na którym pasły się konie. Przy drzwiach wejściowych była mała łazieneczka wyłożona jasnopomarańczowymi płytkami. Po rozeznaniu się zauważyłam, że na łóżkach piętrowych na dole nie ma materaców, zapytałam Norę, czemu niema ich tam, a ona wytłumaczyła, że mieli małe rozrabiaki na obozie i wylały kakao na materace, które teraz są w pralni. Gdy Nora tłumaczyła mi najważniejsze sprawy do pokoju weszły trzy dziewczyny.
- Dziewczyny, to wasza nowa współlokatorka, Sara - powiedziała Nora.
- Cześć! - Krzyknęły jednocześnie.
- Cześć – Odpowiedziałam.
-Jestem Lena - powiedziała długowłosa, szczupła, brązowooka dziewczyna.
-Ja jestem Dalia. Lena to moja siostra bliźniaczka.
Piegowata, ruda dziewczyna podeszła do Nory.
- A, ja jestem Apolonia - mów mi Pola.
- Ja mam na imię Sara.
- Ja śpię na piętrowym łóżku, Dalia i Pola śpią na łóżkach przy oknie, zostało ostatnie piętrowe - powiedziała Lena.
- To super.
- Za godzinę będzie obiadokolacja, a jutro powieszę na tablicy informacji plan zajęć - powiedziała Nora i wyszła.
Przez godzinę zdążyłam się trochę rozpakować, a potem poszłyśmy na
 obiadokolację. Stołówka była prawie pełna. Na obozie było około trzydziestu osób, ale ogromna stołówka pod naporem trzydziestu głodnych brzuchów zdawała się taka mała. Na obiadokolacji niebyło nic specjalnego. Po posiłku poszłyśmy do pokoju, od razu położyłyśmy się do łóżek.
Następnego dnia po śniadaniu, na którym było jajko na twardo poszłyśmy zobaczyć czy została powieszona informacja o planie zajęć.
  Informacja
W grupie pierwszej znajdują się: Apolonia Bist, Lena i Dalia Nagała, Sonia Lut, Sara Kus, Albert Mit, Łukasz Klasz, Jacek Tur, Filip Nizniak, Feliks Stur. Każda grupa jest podzielona na podgrupy. Pierwsza grupa składać się będzie z osób początkujących, a druga grupa z osób zaawansowanych.
Plan dnia
7:30 Pobudka
8:00 Śniadanie
9:00 Czas wolny
11:00 Aerobik
12:00 Wycieczka po okolicy
13:00Czas wolny
14:30 Obiad
15:30 Jazda konna
16:30 Prace w stadninie
17:30 Czas wolny
18:30 Kolacja
19:30 Jazda konna
20:30 Oporządzenie koni
21:30 Cisza nocna





Dzisiaj pierwsza notka jutro postaram dodać się nową, ale internet w mojej miejscowość działa jak w trójkącie Bermudzkim.




Kochani,
Bardzo się cieszę, że tu jesteście i poświęcacie swój cenny czas na czytanie moich (po)tworów. :P Nazywam się Ola, mam trzynaście lat, jestem uzależniona od jazdy konnej i, no cóż, mało osób jest w stanie wytrzymać moje towarzystwo, gdy zaczynam o niej trajkotać. Nie uważam się za osobę jakoś wybitnie uzdolnioną, ale uwielbiam pisać i mam pełno pomysłów. Przy okazji chciałabym podziękować mojej przyjaciółce Darii (mój Rogguś xD), która jest kompletnie dziwna i powalona, ale uważam, że jest ładna (ona zaprzecza) i zawsze wspiera mnie i znajduje czas na pomoc mi, ponadto kazała mi założyć tego bloga i pomogła w sprawach technicznych.
Au revoir i mam nadzieję, że ktoś będzie to czytał :3